- DartsPL
Jonny Clayton wygrywa 4. telewizyjny turniej w 2021 roku!
Jonny Clayton wygrał World Series of Darts Finals i wzniósł 4. telewizyjne trofeum w tym roku. W Amsterdamie Walijczyk po raz kolejny w tym sezonie zdeklasował rywali i dobitnie pokazał, że jest obecnie najlepszym zawodnikiem na świecie.
Za nami pełen emocji weekend z rozgrywkami World Series of Darts Finals. Amsterdamska publiczność zagwarantowała świetną atmosferę na trybunach i dodała wszystkim spotkaniom kolorytu, zacierając kiepskie wrażenie jakie pozostawili po sobie austriaccy kibice z Mistrzostw Europy. Ku rozczarowaniu miejscowych fanów triumfatorem nie został Holender. Po raz kolejny w tym roku najlepszy okazał się Jonny Clayton, który nawet nie myśli o zwolnieniu tempa i do swojej gabloty dokłada kolejne trofeum.
Dobry wynik odniósł faworyt polskiej publiczności – Krzysztof Ratajski. Polakowi udało się osiągnąć drugi w tym sezonie półfinał turnieju telewizyjnego. O ile za wynik Rataja należy chwalić o tyle do jego gry można się odrobinę przyczepić…
Po raz kolejny zawiodła końcówka
W przypadku Krzysztofa Ratajskiego często nie bez powodów narzekamy na trudne drabinki turniejowe polskiego dartera. Tak było chociażby podczas Mistrzostw Europy, gdy Polak już w pierwszej rundzie trafił na będącego w formie życie Danny’ego Nopperta, a w przypadku awansu zmierzyłby się z kolejnym rywalem w gazie – Ryanem Searlem. W przypadku World Series of Darts Finals było jednak dokładnie odwrotnie. Przed Ratajskim otworzyła się autostrada wiodąca prosto w kierunku półfinału turnieju rozgrywanego w Holandii. Polish Eagle skrzętnie z okazji skorzystał i odprawiał z kwitkiem kolejnych rywali. Najpierw pewnie ograł Gabriela Clemensa (o tym meczu pisaliśmy przy okazji podsumowania 1 rundy), a następnie nie dał większych szans Fallon Sherrock i Nielsowi Zonneveldowi. Polak za każdym razem triumfował, ale ani razu nie udało mu się zanotować w pełni przekonującego występu. Ratajowi należy oddać, że żaden z wymienionych rywali nie postawił mu trudniejszych warunków i nie zmusił do większego wysiłku, ale mimo wszystko można było od niego wymagać lepszych występów.
W półfinale Polak w końcu dostał za rywala godnego przeciwnika – Dimitriego van den Bergha. To miał być pierwszy rzetelny test możliwości Ratajskiego. Na szali oprócz awansu do pierwszego w karierze turnieju finałowego leżał pewny awans do Grand Slam of Darts. Stawka była wysoka i ewentualne zwycięstwo dałoby Krzyśkowi mnóstwo korzyści. Starcie z fantastycznym Belgiem nie należało jednak do najpiękniejszych widowisk. I to delikatnie rzecz ujmując. Obaj darterzy przy tarczy niemiłosiernie się męczyli – u obu szwankowała skuteczność na podwójnych i nierówna gra na dystansie. Ratajski tego dnia mierzył się ze słabym van den Berghiem i powinien był to wykorzystać. Przez większość spotkania obaj darterzy szli łeb w łeb – na trzecią przerwę Polish Eagle schodził do szatni z prowadzeniem 8-7. Wydawało się, że po powrocie na scenę uda mu się zakończyć mecz happy endem. Tak się jednak nie stało – w kluczowym momencie Dimi był w stanie podkręcić tempo, podczas gdy Krzysiek pozostał na tym samym przeciętnym poziomie. Kluczowy dla losów spotkania był 17 leg, w którym Dream Maker przełamał Polaka pięknym zejściem ze 121 punktów. Krzysztof nie był w stanie się pozbierać i przegrał dwa kolejne legi i całe spotkanie 8-11. Po raz kolejny w kluczowym momencie Ratajskiemu zabrakło „instynktu zabójcy” i Polak nie był w stanie zamknąć meczu, który był w jego zasięgu.

Krzysztof Ratajski nie wykorzystał słabej dyspozycji Dimitriego van den Bergha i nie był w stanie awansować do finału World Series of Darts Finals
Nie pierwszy raz narzekamy na grę Ratajskiego w kluczowych momentach spotkań z czołowymi zawodnikami PDC. Trudno jednoznacznie orzec jakie są tego powody. Raczej nie jest to kwestia umiejętności – Polak niejednokrotnie pokazywał nam, że potrafi grać na wybitnym poziomie. Wydaje się, że szwankuje strefa mentalna Ratajskiego. Krzysztof zdaje się nie do końca radzić z presją gry przeciwko najlepszym i o wysoką stawkę. Jeśli Rataj marzy o awansie do czołowej 10 to bez wątpienia jest to problem, który musi jak najszybciej wyeliminować – w czołówce starcza miejsca jedynie dla zawodników, którzy potrafią błyszczeć formą w turniejach telewizyjnych. Porażka z van den Berghiem w Amsterdamie jest o tyle bolesna, że Ratajski wciąż nie ma zapewnionego awansu na Grand Slam of Darts – prawdopodobnie ostatnią szansą będzie turniej kwalifikacyjny, który odbędzie się 5 listopada.

Dimitri van den Bergh po raz drugi w tym sezonie zagrodził Krzysztofowi Ratajskiemu drogę do finału turnieju telewizyjnego. Podobnie było przy okazji World Matchplay
Kolekcjoner trofeów
Znacznie więcej powodów do radości miał Jonny Clayton. Walijczyk po raz kolejny pokazał się z kapitalnej strony i w żaden sposób nie wpłynęła na niego przerwa związana z brakiem kwalifikacji na Mistrzostwa Europy. Walijczyk w swoim stylu przyjechał do Amsterdamu w wyśmienitej dyspozycji i pokazał plecy wszystkim rywalom odnosząc przekonujące zwycięstwo.
Clayton na drodze do finału miał tylko jeden poważny moment drzemki – w ćwierćfinałowym meczu przeciwko Gerwynowi Price’owi Ferret zanotował słaby początek spotkania. Nieskuteczność na podwójnych kosztowała Claytona sporą stratę i na drugą przerwę Walijczyk schodził przegrywają 3-7! Niekorzystny wynik nie zrobił jednak na Jonnym najmniejszego wrażenia. Clayton szybko doszedł do siebie i zaczął w ekspresowym tempie odrabiać straty. Spotkanie zakończyło się triumfem Ferreta w decydującej partii, którą Walijczyk zamknął efektownym zejściem ze 122 punktów, notując trzeci w meczu checkout z powyżej 100 punktów. Odmiennie ułożyło się dla niego półfinałowe starcie z faworytem holenderskiej publiczności – Michaelem van Gerwenem. Gwizdy i buczenie kibiców nie były w stanie wytrącić z równowagi kapitalnie punktującego Claytona. Walijczyk od początku do końca kontrolował przebieg spotkania i nie pozwolił van Gerwenowi na choćby chwilę nadziei na awans. Ferret wygrał 11-6,zanotował średnią 101,47 i w przekonującym stylu wywalczył awans do finału.
Faworytem finałowej potyczki był Clayton – wskazywała na to równa forma jaką Walijczyk prezentował przez cały weekend. Początek starcia z Dimitrim van den Berghiem był jednak niezwykle wyrównany. Belg odbił się od średniego półfinałowego występu i w swoim stylu czarował kolejnymi wysokimi zdobyczami punktowymi. W grze Claytona do głosu ponownie doszły problemy z podwójnymi i przed Dimim otworzyła się szansa na zaskoczenie faworyta. Dream Maker był w stanie dotrzymać rywalowi tempa do stanu 6-6. Wtedy Clayton wrzucił jednak wyższy bieg i zanotował niezwykle ważne przełamanie na wagę prowadzenia 8-6. Gwoździem do trumny Belga okazały się dwa kolejne legi, w których Walijczyk zanotował dwa wysokie zejścia ze 103 i 121! Chwilę później Ferret dopełnił dzieła zniszczenia zdobywając swojego 11 lega i zakończył całe spotkanie wynikiem 11-6.

Clayton i van den Bergh dostarczyli kibicom sporych emocji. Finał stał na wysokim poziomie, ale to Clayton był gorą.