- DartsPL
Komu sprzyja australijski klimat?
Sierpień mija nam pod znakiem turniejów World Series of Darts w Australii i Nowej Zelandii. Za nami rozgrywki w Townsville i Wollongong. Kto ma powody do radości, a kto wyprawy na Antypody nie będzie wspominał najlepiej?
PDC wysłała swoje największe gwiazdy na sierpniowe wakacje do Australii i Nowej Zelandii. Patrząc na widoki, którymi realizatorzy umilają nam przerwy pomiędzy meczami, można darterom śmiało zazdrościć. World Series of Darts to dość dziwny twór – PDC z jednej strony zależy na popularyzacji swoich struktur poza granicami Europy, ale jednocześnie liczy na wysoki poziom rozgrywek i sporą oglądalność. Najlepsi darterzy Pro Touru z pewnością nie traktują tych imprez szczególnie priorytetowo. Pełnią one rolę dobrze płatnej pokazówki i okazji do odwiedzenia odległych zakątków kuli ziemskiej.
Większość zawodników z czołówki ma jednak ogromne ambicje i chce wygrywać przy każdej możliwej okazji. Podczas dwóch sierpniowych turniejów w Australii zobaczyliśmy sporo dobrej gry i wielu zawodników możemy pochwalić. Na uznanie zasługuje też kilku reprezentantów Oceanii, którzy dzielnie radzili sobie w starciach z uznanymi rywalami. Sprawdźmy, kto znajduje się w najlepszych humorach przed ostatnim turniejem cyklu w Nowej Zelandii.
Raz van Gerwen, raz Clayton
Z trofeów cieszyli się jak dotąd Michael van Gerwen, który triumfował w Queensland Darts Masters oraz Jonny Clayton, który najlepszy okazał się podczas New South Wales Darts Masters. Co ciekawe obu zwycięzców łączy fakt, że w drugim z turniejów odpadali oni już w pierwszej rundzie!
W Townsville nie wszystko układało się po myśli Michaela van Gerwena. Holender zanotował dość ospały start w turnieju i najpierw bliski był sensacyjnej przegranej w pierwszej rundzie z Baileyem Marshem, a później nie zachwycił niczym szczególnym w starciu z Haupaiem Puhą. Nowozelandczyk już w pierwszej rundzie pokusił się o sporą niespodziankę i wyeliminował Jonny’ego Claytona, który kontynuował swoją mizerną formę w meczach telewizyjnych. Pierwsze oznaki dobrej formy, którą Holender zaprezentował w Matchplayu mogliśmy odczuć dopiero w półfinale. Na punktacji MvG wciąż daleko było od optimum, ale perfekcyjnie było za to na podwójnych. W konfrontacji z Joe Cullenem van Gerwen był bezlitosny na zewnętrznej obręczy tarczy i dzięki 100% skuteczności uporał się z rywalem, wygrywając 7-5. W finale doszło do powtórki z niedawnego Matchplaya i rywalem Mighty Mike’a był Gerwyn Price. Znów więcej mówiło się o Walijczyku, który na przestrzeni całego turnieju zanotował więcej efektownych momentów. W finale znów lepiej wystartował Iceman, który od początku utrzymywał skromne prowadzenia. Wszystko potoczyło się dokładnie tak jak w Blackpool i w decydującym fragmencie meczu wyższy bieg wrzucił Michael van Gerwen i od stanu 4-5 nie pozwolił rywalowi na ugranie nawet jednego lega. MvG po sukcesie nie krył swojego zadowolenia, zdradzając, że do Australii przyjechał z zamiarem wygrania przynajmniej jednego turnieju. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale…

Michael van Gerwen, po triumfie w Townsville, zapowiedział kolejne sukcesy na Antypodach. W Wollongong powstrzymał go Smion Whitlock, ale w Nowej Zelandii Zielona Maszyna z pewnością będzie bardzo groźna.
… w Wollongong tak efektywnie Michaelowi zagrać się nie udało. Tym razem, dla odmiany, nie był w stanie wygrać nawet jednego spotkania. Jego pogromcą w pierwszej rundzie okazał się ulubieniec publiczności – Simon Whitlock. Wizard potrafi rywalizować z wybitnym Holendrem i już nie raz nam to w telewizji udowadniał. W Wollongong panowie stoczyli niezwykle zacięte starcie, ale w decydującym legu to Whitlock był o krok przed rywalem. Perfekcyjne zejście z 74 zagwarantowało mu awans do kolejnej rundy. W całym turnieju najwięcej do powiedzenia miał jednak ktoś inny. Dość niespodziewanie swój mały renesans formy przeżył Jonny Clayton, który do rywalizacji w New South Wales Darts Masters przystępował z 6 przegranymi w turniejach telewizyjnych z rzędu! Ostatni triumf na większej scenie Walijczyk zanotował w czerwcu podczas World Cup of Darts! W Wolllongong Ferret znalazł sposób na przełamanie. Najpierw solidnie zrewanżował się Haupaiowi Pusze za ubiegłotygodniową przegraną i pozwolił mu na ugranie zaledwie jednego lega. Najtrudniejszy moment turnieju nastąpił dla niego w drugiej rundzie – w starciu z Michaelem Smithem Jonny przegrywał już 0-2. Pomimo wyraźnie niższej średniej Walijczykowi udało się wygrać 6-4. Dalej poszło już z górki. W meczach z Cullenem w półfinale i Wadem w finale oddał łącznie rywalom zaledwie dwa legi i w bardzo przekonującym stylu przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Kibice Claytona mogli głośno odetchnąć z ulgą – od dawna wyczekiwane przełamanie w końcu nastąpiło.

Dużo czasu minęło od ostatniego dobrego występu Claytona w telewizji. W Wollongong Walijczyk na szczęście się przełamał i może to być zapowiedź jego powrotu do dobrej formy.
Przebłyski Cullena i rozczarowania Dimitriego
Dwa australijskie turnieje do stosunkowo udanych zaliczyć może również Joe Cullen. Anglik miewał przebłyski kapitalnej gry i dwukrotnie popisywał się średnimi przekraczającymi poziom 100. Rockstar może jednocześnie odczuwać delikatne rozczarowanie – pomimo świetnych fragmentów nie udało mu się ani razu sforsować granicy półfinału. W Townsville Cullen po pierwszych meczach wydawał się faworytem turnieju. Kapitalne występy przeciwko Dave’owi Marlandowi i Dimitriemu van den Berghowi rozbudziły apetyty kibiców Anglika. Na ziemię sprowadził go jednak Michael van Gerwen, który jak już wspomniałem, był nieomylny na podwójnych. W Wollongong Joe nie był aż tak efektowny, ale pewne wygrane nad Marlandem i Whitlockiem ponownie doprowadziły go do półfinału. Jego finałowe ambicje zostały jednak bardzo szybko wyjaśnione przez szalejącego przy tarczy Jonny’ego Claytona. Cullen raził nieskutecznością na podwójnych, a Walijczyk w ekspresowym tempie powiększał swoją przewagę. Łupem Jonny’ego padło 6 pierwszych legów! Dopiero w siódmej partii Joe uchronił się od przegranej do 0. Do rywalizacji nie udało mu się jednak powrócić na długo – już w kolejnej partii Ferret dobił rywala i zapewnił sobie grę w finale.

Joe Cullen miewał w Australii naprawdę dobre momenty. Na razie wystarczyło to na dwa półfinały. Czy w Nowej Zelandii będzie w stanie to przebić?
Rozczarowanie może również odczuwać Dimitri van den Bergh, który w ostatnich tygodniach znajdował się w bardzo dobrej dyspozycji. Po dwóch triumfach w turniejach World Series w Holandii i Danii Dimi został liderem rozgrywek . W Australii nie udało mu się dołożyć do swojej kolekcji kolejnych trofeów. W obu turniejach Belg w dobrym stylu wywiązywał się z zadania ogrywania lokalnych kwalifikantów, ale w kolejnych rundach nie udawało mu się odnosić wygranych. W Townsville po obiecującym meczu z Kohą Kokirim, przegrał pomimo gry na średniej ponad 100 z równie dobrze grającym Joe Cullenem. W Wollongong znów bez większych problemów poradził sobie z meczem w pierwszej rundzie z Raymondem O’Donnellem, ale w kolejnej rundzie nie był w stanie ugrać nawet jednego lega w rywalizacji z Jamesem Wadem. Pomimo dwóch przegranych w ćwierćfinałach Dimi utrzymał swoja pozycję najlepszego zawodnika rozgrywek i w Nowej Zelandii znów będzie rozstawiony z pierwszym numerem.
Groźni kwalifikanci
Jeszcze przed startem turniejów zdawaliśmy sobie sprawę, że reprezentanci Australii i Nowej Zelandii będą bardzo niewygodnymi i wymagającymi rywalami. W przeszłości darterzy z Antypodów potrafili przecież nawet wygrywać turnieje z serii World Series – w Auckland dokonał tego Kyle Anderson, a w Brisbane swój wielki sukces odniósł Damon Heta. Tym razem lokalnych zawodników stać było na pojedyncze niespodzianki, ale żaden z nich nie był w stanie powtórzyć osiągnięć swoich rodaków z przeszłości.
Dość niespodziewanie najlepszy indywidualny występ zanotował Gordon Mathers. Jeden z trójki zawodników, którzy występy w World Series zapewnili sobie jako posiadaczy karty. Na Mathersa zwracano jednak najmniej uwagi – najwięcej wiary pokładano w końcu w możliwości Damona Hety i Simona Whitlocka. Gordon potrafił jednak zaskoczyć podczas Queensland Darts Masters i dotrzeć do półfinału turnieju, osiągając w ten sposób jeden z największych sukcesów w karierze. Australijczyk najpierw dość pewnie poradził sobie z Fallon Sherrock, a na drugi dzień sprawił psikusa Michaelowi Smithowi! Anglik nie zagrał oczywiście wybitnego spotkania i przegrał na własne życzenie, ale jakie to ma znaczenie? Wynik poszedł w świat i Mathers stał się australijskim bohaterem. Z marzeń o sprawieniu kolejnej niespodzianki obdarł go w półfinale Gerwyn Price, który bardzo wyraźnie zaznaczył swoją przewagę i pozwolił niespodziance turnieju na ugranie zaledwie jednego lega. Pomimo zdecydowanej przegranej, Gordon opuszczał halę gier w Townsville z ogromnym uśmiechem.

Dość niespodziewanie najlepszym wynikiem pośród Australijczyków może pochwalić się jak na razie Gordon Mathers. Po ograniu Fallon Sherrock i Michaela Smitha, udało mu się dotrzeć do półfinału w Townsville.
.
Spory niedosyt po dwóch turniejach może odczuwać Damon Heta, który dwukrotnie odpadał z rywalizacji na pierwszej rundzie. Dwukrotnie mógł jednak narzekać na sporego pecha, bo jego rywale nie ułatwiali mu zadanie. Najpierw po decydującym legu okazał się słabszy od Gerwyna Price’a. Po niezwykle wyrównanych 10 legach, Price w deciderze odpalił największe działa – Iceman miał w nim nawet podejście do 9 lotki! W kolejnym turnieju Heta znów dopiero po deciderze okazał się gorszy od Michaela Smitha. Anglik rozgrywał kapitalne spotkanie i w swoim stylu, po wejściu w odpowiedni rytm nie dawał rywalowi złudzeń. Odrobinę lepiej minione turnieje wspominać będzie Simon Whitlock, który dwukrotnie zagwarantował swoim kibicom triumfy nad rozstawionymi gwiazdami PDC – w Wollongong ograł Michaela van Gerwena, a w Townsville okazał się lepszy od Jamesa Wade’a. W kolejnych meczach Whitlockowi nie udawało się jednak powtarzać skutecznej gry i dwukrotnie kończył swoje zmagania na ćwierćfinale.

Znacznie lepszych wyników od swojego ulubieńca oczekiwali kibice Damona Hety. Australijczyk miał jednak sporo pecha i w pierwszych rundach trafiał na niezwykle trudnych do ogrania rywali.