- DartsPL
Michael Smith przełamał klątwę!
Michael Smith w końcu przełamał swoją największa klatwę i wygrał swój pierwszy telewizyjny turniej w PDC. Po 9. przegranych finałach z rzędu ogromny talent wreszcie przyniósł Anglikowi konkretne sukcesy. Szczęśliwe okazało się finałowe starcie w Grand Slam of Darts przeciwko Nathanowi Aspinallowi.
Przez wiele lat, jak mantrę powtarzaliśmy, że Michael Smith w końcu musi coś wygrać. Anglik regularnie dochodził do finałów dużych turniejów PDC, ale często tylko sobie znanym sposobem je przegrywał. W tym roku Smith znajduje się w kapitalnej formie, ale ponownie brakowało mu spokoju w decydujących spotkaniach. W obecnym roku kalendarzowym Michael zdążył już przegrać trzy finały – Mistrzostw Świata, UK Open i Mistrzostw Europy. Odliczanie kolejnych finałowych przegranych można uznać za zakończone. Podczas Grand Slam of Darts karta się odwróciła i Smith podsumował niezwykle udany turniej wygraną w całych rozgrywkach. Smith najlepszy Michael Smith znów pokazał nam mistrzowską formę. Wszystko układało się po myśli Anglika już od fazy grupowej, w której zaprezentował dokładnie to, co powinien zrobić faworyt. W starciach z Ritchiem Edhousem i Lisą Ashton nie doprowadził do żadnych nerwowych sytuacji, a w rywalizacji z Joe Cullenem odpowiednio podkręcił tempo i odniósł przekonujące zwycięstwo. Najsłabszy mecz turnieju Smith zagrał przeciwko Robowi Crossowi w drugiej rundzie. Bully Boy drażnił w tamtym spotkaniu nierówną grą i często pozwalał sobie na momenty drzemki. Cross wykorzystywał swoje szanse i doprowadził do nerwowej końcówki. Od stanu 8-5 dla Smitha zrobiło się 8-8 i Michael musiał szybko zareagować. Dwa sprawne zejścia z 82 i 77 zapewniły mu jednak wygraną w dwóch kolejnych partiach i przypieczętowanie awansu do ćwierćfinału.

źródło - https://www.skysports.com/darts/news/12288/12751604/grand-slam-of-darts-michael-smith-wins-in-wolverhampton-to-end-his-title-duck
Ten obrazek mówi więcej niż tysiąc słów. Michael Smith w końcu ze swoim premierowym tytułem telewizyjnym
W fazie najlepszej ósemki Smitha czekało rewanżowe starcie z Joe Cullenem. W grupie poszło bardzo gładko i Michae wygrał 5-1. W ich drugiej konfrontacji łatwo już nie było. Mecz z Rockstarem był dla kibiców Smitha prawdopodobnie najtrudniejszym momentem całego Grand Prix. Turniejowe życie Bully Boya zawisło na włosku – świetnie grający na podwójnych Cullen wykorzystywał potknięcia rywala i wypracował sobie w środkowej części meczu przewagę. Joe prowadził już 13-10, a nawet 15-13 i był zaledwie jednego lega od awansu do półfinału. Wtedy jednak Smith znów udowodnił, że potrafi wychodzić z trudnych tarapatów – umiejętność, której do tej pory brakowało w jego arsenale. Smith zareagował perfekcyjnie, rozegrał trzy kapitalne legi i nie dopuścił nawet rywala do lotek meczowych. Świetna gra Smitha wysuwała go do roli faworyta do zgarnięcia końcowego trofeum. Po raz kolejny w tym sezonie! Tym razem powtórki z rozrywki już nie było i Bully Boy był w stanie udowodnić swoją klasę aż do ostatniej lotki turnieju. Finałowy dzień rozegrany został pod dyktando Anglika, który nie pozostawił konkurencji złudzeń, co do tego, kto był w Wolverhampton najlepszy. Najpierw udało mu się wygrać 16-12 z Raymondem van Barneveldem, a w finale dokonał całkowitej demolki Nathana Aspinalla i zwyciężył 16-5! Radość Smitha po ostatniej lotce była bezcennym widokiem i pokazała wszystkim, ile ten triumf znaczył dla zawodnika. Jego blokada przed wygrywaniem turniejów została przełamana i teraz Michael może być jeszcze groźniejszy niż wcześniej! Powrót legendy Jednym z największych zaskoczeń w Wolverhampton była postawa Raymonda van Barnevelda, który odzwyczaił nas od tak dobrych występów. W grze Holendra znów był wielki luz, a jego gra zaczęła przypominać jego najlepsze czasy w PDC. Barney imponujący występ rozpoczął od świetnych wyników w grupie. Holender ograł Dave Chisnalla, Teda Evettsa i Gerwyna Price’a i niespodziewanie zajął pierwsze miejsce w grupie. Same dobre występy w pierwszym etapie turnieju nie były jednak do końca przekonujące. Krótki format meczów wciąż kazał wątpić w możliwości byłego Mistrza Świata. Sam Michael van Gerwen powątpiewał w dobre wyniki swojego rodaka na dłuższym dystansie.

źródło - https://nos.nl/artikel/2349562-van-barneveld-keert-negen-maanden-na-afscheid-terug-als-professioneel-darter
Raymond van Barneveld udowodnił niedowiarkom, że stać go na świetną grę w największych turniejach.
Raymond postarał się jednak o zaprzeczenie tym teoriom i to w świetnym stylu. Najpierw udało mu się przetrwać starcie z Simonem Whitlockiem, a potem sprawił największą sensację turnieju i po raz drugi ograł Gerwyna Price’a. Barney w Grand Slamie prezentował się wyśmienicie – w jego grze wszystko się zgadzało. Dobrze funkcjonowało punktowanie, nie było najmniejszych problemów z kończeniem legów, a ogromne doświadczenie Holendra sprawiało, że gra na scenie nie była dla niego najmniejszym problemem. W najbliższych tygodniach będziemy mogli się przekonać, czy dobry występ w Wolverhampton jest zapowiedzią powrotu Raymonda do topowej formy, czy jedynie pojedynczym przebłyskiem dawnych czasów. Nierówny van Gerwen i kosmiczny Rock Meczem turnieju z pewnością trzeba uznać rywalizację Michaela van Gerwena z Joshem Rockiem. Rywalizacja jednego z najlepszych zawodników w historii darta z tym, który do tego miana aspiruje, była wprost rewelacyjna. Irlandczyk z Północy po raz kolejny udowodnił, że w jego słowniku słowo presja nie istnieje i rywalizował z rozpędzonym van Gerwenem, jak równy z równym. W drugim legu spotkania Josh zanotował dodatkowo swojego pierwszego telewizyjnego nine dartera (w drugim występie w telewizji!) Cały mecz toczony był w kosmicznym tempie, a obaj darterzy przerzucali się kolejnymi świetnymi podejściami. O losach tego spektaklu zdecydował przebłysk geniuszu Michaela van Gerwena i jego kapitalne zejście ze 142 na wagę przełamania na 8-7. Holender wypracował sobie w ten sposób przewagę, której nie oddał już do końca spotkania.

źródło - https://www.planetsport.com/darts/news/grand-slam-darts-michael-van-gerwen-overcomes-nine-dart-josh-rock-thriller
Michael van Gerwen wciąż ma problemy z równą grą. Wciąż zdarzają mu się słabsze momenty, które często kosztują go przegrane mecze.