- DartsPL
Michael van Gerwen nowym liderem Premier League
MvG po raz drugi z rzędu okazał się bezkonkurencyjny w rozgrywkach Premier League. Po triumfie w Exeter dołożył zwycięstwo w Brighton. W finale pokonał Michaela Smitha i dzięki temu wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli.
W Brighton poziom meczów był bardzo nierówny. Nie wszyscy zawodnicy popisali się dobrą grą, dlatego nie zabrakło jednostronnych starć. W piątej kolejce wcale nie wystąpił Gerwyn Price, który nabawił się kontuzji dłoni i wycofał się także z weekendowego European Touru.
Wright jako światowa jedynka
W ćwierćfinale tej kolejki Premier League Peter Wright podejmował Jonny’ego Claytona. Mecz miał także w tle dodatkowy podtekst, bowiem był to pierwszy mecz Szkota po niedawnym wskoczeniu na szczyt PDC Order of Merit. Trzeba przyznać, że rozczarowany po tym starciu nie mógł być żaden kibic. Minimalnie lepiej wystartował Ferret, który zyskał przewagę przełamania. Długo obaj darterzy utrzymywali średnie powyżej 100 punktów, a jak na mecz pełen dramaturgii przystało – potrzebny był decider. A w nim także byliśmy świadkami zwrotu akcji. Gdy wydawało się, że Snakebite zamelduje się w półfinale, to zepsuł dwie lotki meczowe najpierw na D18, a potem na D9. Następnie ze swojej okazji, choć niełatwej, skorzystał Jonny. Walijczyk wyzerował 121 bullem i awansował dalej. Do pewnego czasu dobre widowisko serwowali także van Gerwen z Wadem. Obaj nie szczędzili wysokich zejść (120 i 121 po stronie Wade’a, 121 i 130 po stronie MvG). W drugiej części meczu bardzo bezpiecznie trzymali swoich liczników, aż do 10 lega, kiedy to Holender seryjnie psuł lotki meczowe na D6 i D3, a Anglik ze sporą ilością szczęścia doprowadził do decidera. W nim większych emocji nie było. Wygrał po prostu lepszy w całym spotkaniu, czyli van Gerwen. Po raz kolejny w tym sezonie Premier League poziomem nie dojechał Gary Anderson. Szkota powoli można nazwać statystą z bogatą historią, ponieważ im dalej w las tym większe ma problemy z regularnym punktowaniem. Bez większego wysiłku pokonał go będący ostatnio w dobrej dyspozycji Michael Smith. O ile BullyBoy w ćwierćfinale nie musiał wrzucać wyższego biegu, o tyle w półfinale Clayton na dystansie zagrał dużo lepiej od Andersona. Jak się okazało efekt Ferreta był podobny co Flying Scotsmana, tylko że Walijczyka pogrzebała skuteczność na podwójnych. Dwie trafione na 14 rzuconych to wynik, który w meczu na tak krótkim dystansie nie może zapewnić korzystnego rezultatu. Smith w pełni zasłużenie zwyciężył 6:2 i zameldował się w finale. W drugim półfinale rywalem van Gerwena był Joe Cullen. Rockstar, zgodnie z regulaminem turnieju, po wycofaniu się Price’a awansował z wynikiem 6:0. Szans w tym starciu nie miał praktycznie żadnych. Widać było u niego brak rozgrzania, a dłuższa przerwa nie pomogła. Zanim się obejrzeliśmy było już 5:0 dla MvG, a Cullen nawet specjalnie nie miał podejść do doubli. Wraz z rozwojem spotkania zaczął rzucać coraz bardziej powtarzalnie, ale to pozwoliło mu na zdobycie zaledwie jednego lega.
Kompletny występ van Gerwena
Przed startem meczu finałowego wiedzieliśmy, że van Gerwen podchodzi do niego w bardzo dobrej formie, a Smith po prostu wykorzystał słabszą grę swoich rywali. Mighty Mike od samego początku przy tarczy spisywał się lepiej, a gdyby dołożył stuprocentową skuteczność na podwójnych to mógł prowadzić nawet 5:0. Mimo wszystko po pięciu legach nie mógł narzekać na wynik, bo na tablicy widniało 4:1. Kibice zmartwieni takim obrotem spraw zaczęli śpiewać to co zwykle w obliczu zakończenia turnieju: Please don’t take me home. I just don’t wanna go to work. I wanna stay here and drink all your beer (Proszę nie zabieraj mnie do domu. Nie chcę iść do pracy. Chcę zostać tu i wypić wszystkie piwa – w wolnym tłumaczeniu). Smith wziął sobie do serca ich słowa i w bardzo dobrym stylu wrócił do meczu. Po kilku minutach przegrywał już tylko 4:5. Gdy wydawało się, że decider jest bardzo realny, do słowa doszedł Holender i w dziesiątym legu nie dopuścił rywala do podwójnych zwyciężając 6:4.

Van Gerwen i Smith w finale stworzyli bardzo dobre widowisko, ale zgodnie z przewidywaniami lepszy był Holender
Na przestrzeni wszystkich meczów w Brighton nie mieliśmy niespodzianki. Van Gerwen spisywał się najlepiej ze wszystkich i zasłużenie zwyciężył. Tym samym potwierdził swoją dobrą dyspozycję i na tym etapie sezonu lśni najjaśniej ze wszystkich gwiazd PDC. Problem Holendra polega na tym, że w najbliższych miesiącach nie będzie finałów żadnego prestiżowego turnieju. Oczywiście może budować swoją formę w Playersach, European Tourach i kolejnych nocach Premier League, ale nic z tego nie zagwarantuje mu tak wyczekiwanego sukcesu telewizyjnego. MvG na triumf na scenie czeka prawie półtora roku. Ostatnie trofeum wzniósł w górę w listopadzie 2020 po pokonaniu Mervyna Kinga w Players Championship Finals. Jeśli będzie w stanie utrzymać taką grę do kluczowej części sezonu, to na pewno coś dołoży do swojej gabloty, ale słowo „jeśli” jest tutaj kluczowe.
Aktualna tabela Premier League
Miejsce | Zawodnik | Punkty | Bilans legów |
1 | Michael van Gerwen | 14 | 26 |
2 | Peter Wright | 10 | 5 |
3 | Jonny Clayton | 10 | -3 |
4 | Gerwyn Price | 7 | 1 |
5 | James Wade | 7 | -2 |
6 | Joe Cullen | 5 | -5 |
7 | Michael Smith | 5 | -5 |
8 | Gary Anderson | 2 | -11 |