- DartsPL
Ostatni dzień PC Finals bez Ratajskiego
Krzysztof Ratajski odpadł z Players Championship Finals w last32 z Williamem O’Connorem. W Butlin’s dziś zostaną rozegrane decydujące mecze, a w grze zostało ośmiu darterów.
Ranking Pro Tour (na podstawie Players Championship) to miarodajne odzwierciedlenie formy darterów w danym roku. Na podstawie jego najlepsza 64-ka zawodników zakwalifikowało się do finałów. Z jedynką został rozstawiony Jose de Sousa, z dwójką Peter Wright, a trójką Jonny Clayton.
Ratajski odpadł w drugiej rundzie
Krzysztof Ratajski (turniejowa 17-tka) w pierwszej rundzie zmierzył się z Ronem Meulenkampem. Mecz był rozgrywano jako drugi w piątkowej sesji popołudniowej na scenie głównej. Dość wczesna godzina oraz zapewne jeszcze niska temperatura na hali są utrudnieniem dla darterów. Potwierdzało to spotkanie Searle’a z Whitlockiem (rozgrywane wcześniej), które delikatnie mówiąc nie porwało, a obaj solidarnie mylili się na podwójnych. Starcie Rataja nie zaczęło się po jego myśli. Holender wystartował maksem, a chwilę później przełamał naszego reprezentanta. Drugą partię także lepiej zaczął rywal. Gdy wydawało się, że za chwilę będzie rzucał do podwójnych, by powiększyć swoją przewagę do 2:0, Ratajski sprzątnął mu lega sprzed nosa zerując 170! Jak się później okazało to nasze najlepsze wspomnienie z gry Polaka w finałach Players Championship. Starcie z Meulenkampem wygrał 6:1. Sam mecz nie powalał. Żaden z zawodników nie przekroczył średniej 90 (Ratajski 87.91). Jednak moim zdaniem Krzyśkowi należą się słowa uznania. Pierwszy mecz turnieju jest zawsze bardzo trudny i należy go przepchnąć. Nieważne czy na średniej 70, 90 czy 110. Polish Eagle walczy o jak najwyższe miejsce w rankingu, które osiąga się zwycięstwami, a nie wysokimi średnimi czy rzuconymi maksami. Patrząc jakie problemy w pierwszej rundzie mieli Clayton, Price czy Cullen, którzy również mieli niżej notowanych rywali – to 6:1 Ratajskiego wygląda bardzo przekonująco. Oczywiście, że gra zostawiała sporo do życzenia, ale zwłaszcza w meczach o tak krótkim formacie, liczą się tylko zwycięstwa.

Jedno zwycięstwo i jedna porażka to bilans Ratajskiego w Players Championship Finals. O turnieju trzeba jak najszybciej zapomnieć i skupić się na nadchodzących Mistrzostwach Świata
Podobny scenariusz miał drugi mecz Polaka na tym turnieju. W last32 podejmował Williama O’Connora. Irlandczyk wcześniej pokonał 6:5 Dobeya, który w 11 legach rzucił 10 maksów. Jakim cudem to przegrał? Nie mam pojęcia. Tym razem to Ratajski zaczął lepiej. Szybko przełamał Willa i wyszedł na prowadzenie 2:0. Niestety później role się odwróciły. Krzysiek w dwóch partiach nawet nie podszedł do podwójnych i zrobiło się 2:2. Bardzo istotny był piąty leg, w którym biało-czerwony zaczął trochę słabiej, ale i tak obaj spotkali się na podwójnych. Ratajski zepsuł trzy lotki kończące, a O’Connor siedem. Niestety to ten drugi pierwszy ustrzelił podwójną (D4) i przełamał. Było to o tyle istotne, że do końca meczu wszyscy utrzymywali swój licznik i O’Connor zwyciężył 6:4. Warto wspomnieć, że Irlandczyk przy 5:3 miał dwie lotki meczowe, ale Ratajski wytrzymał presję i podwójną czwórką utrzymał się przy życiu. Mecz z Williamem był dla wielu z nas po prostu rozczarowaniem. Obaj darterzy rywalizowali jak równy z równym. Wyrównany mecz – tak można go najkrócej opisać. Od Krzyśka można wymagać, że zdominuje zawodnika tego pokroju. Wiele razy zdarzało się, że przegrywał, ale przynajmniej z gry mogliśmy być zadowoleni. Tutaj jednak nie dostaliśmy ani wyników ani wysokiego poziomu (średnia z drugiego meczu 88.36). O Players Championship Finals trzeba jak najszybciej zapomnieć, ponieważ za nieco ponad dwa tygodnie ruszają Mistrzostwa Świata PDC, a tam oczekujemy lepszej gry naszego reprezentanta.
Holenderski klasyk za nami, czas na ćwierćfinały
Dla mnie najważniejszy mecz turnieju już się odbył. Po ponad dwóch latach znów na scenie zobaczyliśmy Raymonda van Barnevelda i Michaela van Gerwena. To starcie kiedyś rozpalało cały darterski świat! Górą był MvG (6:3), który wykazał się większą regularnością i rzadziej zaliczał wizyty przy tarczy bez potrójnych wartości. Obaj darzą się oczywiście należytym szacunkiem, więc po meczu było sporo serdecznych uścisków. Tego nie można za to powiedzieć o Lewisie i Wrightcie. Adrian po meczu miał wielkie pretensje do Petera, a scenę opuszczał w asyście ochroniarza. Jak się później okazało Wright wspomniał Lewisowi przed meczem o luźnej desce na scenie, z której inaczej się rzuca. Jackpot porażkę zwalił na rozkojarzenie i myślenie o desce, które spowodował rywal swoją opowieścią. Bez wątpienia ma czego żałować. Prowadził już 3:0, ale ostatecznie przegrał po deciderze. W Butlin’s mieliśmy fragmenty naprawdę bardzo dobrej gry dwukrotnego mistrza świata. Zwłaszcza w pierwszym meczu z Huybrechtsem imponował wysokimi zejściami. A propos zejść. 170 upolował Joe Cullen, ale na nic się to zdało. Anglik niespodziewanie uległ Andy’emu Boultonowi. Rywalizacja Buntinga z Anderson to jeden z lepszych meczów do tej pory. Początek należał do Stephena, który prowadził już 4:1. Od szóstej partii Flying Scotsman przypomniał sobie jak należy grać w lotki i zagrał jak stary, dobry Gary. Najbardziej imponowały mi maksy Szkota, ponieważ rzucał je w najtrudniejszych momentach. Im bardziej był pod ścianą, tym lepiej się prezentował.

Brendan Dolan zaskoczył sam siebie i z turnieju wyrzucił Gerwyna Price'a