- DartsPL
Ratajski opuszcza Blackpool z podniesioną głową
Krzysztof Ratajski przegrał z Peterem Wrightem 11:13 w drugiej rundzie PDC World Matchplay. Tymczasem turniej w Blackpool wchodzi w decydującą fazę. W grze zostało ośmiu zawodników.
Drugi najważniejszy turniej w kalendarzu PDC ma już swoich bohaterów, a także kilka rozczarowań. Przed nami ćwierćfinały, a końcowego triumfatora bardzo trudno wytypować. Stawka w najbardziej prestiżowej darterskiej federacji świata jest w tym roku bardzo wyrównana, a World Matchplay tylko to potwierdza.
Ratajski dał show
Wokół dyspozycji Krzyśka w 2022 było mnóstwo spekulacji. Fani częściej odczuwali zawód niż podrywali się z kanap w geście radości. Jak się okazało w Blackpool zobaczyli takiego Rataja, który rozkochał w sobie sporą część kraju i wypromował lotki nad Wisłą. Za taką grą naszego reprezentanta wszyscy tęskniliśmy. Zaczęło się od dość pewnego zwycięstwa nad Buntingiem, a potem byliśmy świadkami thrillera z Wrightem. Wprawdzie zakończył się porażką Polaka, ale dla wielu z nas smakował jak zwycięstwo. Ratajski grał o coś więcej niż top8 World Matchplay. Grał o odbudowanie swojej formy. O odzyskanie zaufania swoich kibiców. Obecnie znów nikt nie ma wątpliwości, że wciąż należy do czołówki PDC i potrafi rywalizować z każdym jak równy z równym. Moim zdaniem oba mecze były dość podobne. Krzysztof błyszczał przede wszystkim w drugiej części spotkania. Z Buntingiem zaczęło się od walki leg za leg, by po drugiej przerwie odskoczyć Anglikowi. Z Wrightem było już 3:7, by znowu druga przerwa wlała nową energię. Ratajski zgarnął cztery partie. Znakomicie utrzymywał swój licznik. Seryjnie trafiał potrójne 20. Wspomagał się celnymi 19. Podwójne wpadały z około 60 procentową skutecznością. A cała średnia oscylowała w okolicy 100pkt. Cały czas zastanawiam się czy istnieje inny darter na świecie niż Wright, który byłby w stanie wygrać z tak grającym Polakiem. Z momentów, które szczególnie bolą wyróżniłbym pudła na d18 przy stanie 9:9 oraz niepodejście do d20 przy 64 poprzez spudłowaną singlową 16. Nieco lepiej można było także podejść w ostatnim legu do 95 – na przykład rozpoczynając od rzutu w kierunku środka tarczy, ale, umówmy się, rzadko kiedy nasz gracz decyduje się na takie rozwiązanie. I tak naprawdę na tym kończą się gorsze zagrania. Przez znakomitą większość spotkania był rywalem konkurencyjnym i miał pewne prawo wierzyć w zwycięstwo, a my razem z nim. Samo odwrócenie losów starcia i doprowadzenie do gry na przewagi jest dużym sukcesem, a styl w jakim tego dokonał to dla nas powód do dumy. World Matchplay na pewno nie był przełomem w karierze Ratajskiego, ale jemu samemu dał zastrzyk pewności siebie, a nam znów pozwolił wierzyć w zwycięstwo przeciwko każdemu darterowi w PDC. Oj, długo nie zapomnimy tego meczu!

Peter Wright w najbardziej emocjonującym (jak do tej pory) meczu World Matchplay 2022 wygrał 13:11 z Krzysztofem Ratajskim. Polak, pomimo porażki, pozostawił po sobie świetne wrażenie
Comebacki, rozczarowania i duże grzmoty w pierwszej rundzie
Zastanawiałem się jaki był najlepszy mecz pierwszej rundy. I chyba największą przyjemność z oglądania miałem przy pojedynku Price’a z Schindlerem, a zwłaszcza jego drugiej części. Niemiec udowodnił dlaczego jest obecnie najlepszy za naszą zachodnią granicą. Price z kolei po raz kolejny podniósł się po słabszym okresie w ciągu początkowych legów. Niesamowitą siłą mentalną charakteryzuje się Walijczyk, który motywuje się dobrą grą przeciwnika, a potem gdy poczuje krew nie daje żadnych szans - nawet rozpędzonym oponentom. Schindler rzucał bardzo dobrze i robił co mógł, by utrzymać swój licznik, ale chyba nikt nie miał wątpliwości, że Iceman prędzej czy później przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ostatecznie Walijczyk zwyciężył 10:8. Pojedynek na grzmoty rozegrali także van Duijvenbode i Searle. Gdy oddawali rzuty pola potrójnie punktowane wręcz płonęły. Obaj wykręcili średnią powyżej 100pkt, a górą był Holender (10:8). Z dalekiej podróży w swoich meczach wrócili Michael Smith i Rob Cross. Ten pierwszy gonił Gildinga praktycznie od początku meczu. Na pewnym etapie tracił do starszego rodaka cztery legi, ale wykorzystał jego słabszy moment. Najpierw doprowadził do remisu, a później w grze na przewagi wygrał dwa legi z rzędu i skończyło się 11:9. Podróż z piekła do nieba zaliczył także wyżej wspomniany Cross. Voltage przegrywał z Dobeyem już 2:8, by zwyciężyć 11:9! Oczywiście były Mistrz Świata PDC poprawił swoją grę po drugiej przerwie, ale w jego sukcesie sporą rolę odegrała pasywność rywala. Hollywood kompletnie się pogubił. Nie potrafił trafić podwójnej, a widmo odrabiającego straty Crossa po prostu go paraliżowało.
Wśród rozczarowań w pierwszej rundzie na pewno wskazałbym Jonny’ego Claytona. Ferret został wyeliminowany przez Rowby’ego Johna Rodrigueza, ale między innymi temu meczowi poświęcony jest poprzedni artykuł. Możecie przeczytać go TUTAJ. Poniżej swojego poziomu zaprezentował się także Damon Heta. Australijczyk dał radę ugrać zaledwie dwa legi przeciwko Joe Cullenowi. Mimo wszystko największy zawód odczuwałem po meczu Luke’a Humphriesa. Cool Hand Luke wręcz dominował dotychczasowe rozgrywki European Tour, ale wyraźnie uległ będącemu w słabszej dyspozycji (przynajmniej dotychczas) Aspinallowi.
Czas ćwierćfinałów
Druga runda kojarzyć się nam będzie przede wszystkim z opisanego już w tym tekście meczu Ratajskiego z Wrightem. Szkot w finale górnej ćwiartki zmierzy się z Dimitrim van den Berghiem. Obaj przyjaciele w Blackpool prezentują się doskonale oraz mają wielkie pragnienie sukcesu. Snakebite nie może wypaść gorzej niż Price, żeby utrzymać pierwsze miejsce Order of Merit. Belg, z kolei broni punktów wywalczonych dwa lata temu, kiedy zwyciężał w tej imprezie. W rankingu live spadł aż o siedem pozycji i na pewno bardzo liczy na powrót do czołowej dziesiątki. Bez wątpienia zwycięzca tego pojedynku będzie miał argumenty w dłoni, by nazywać go faworytem do końcowego triumfu. Ale żaden z nich nie będzie miał spacerku w ewentualnym półfinale. Bardzo możliwe, że tam spotka się z Michaelem van Gerwenem. Holender w bardzo przekonujący sposób uporał się z Cullenem, a wcześniej zwyciężył z Lewisem bez konieczności wrzucania piątego biegu. Jego rywalem w top8 będzie Nathan Aspinall. Anglik pokonał dwóch rodaków – Humphriesa i Wade’a. Prezentował się po prostu solidnie. Nie pokuszę się o stwierdzenie, że spisuje się do tej pory koncertowo. Zwycięstwa ułatwiła mu pasywna gra rywali. Wade w ostatnich legach rywalizacji zaliczył prawdopodobnie więcej podejść bez potrójnej wartości niż z nią. W bezpośrednim starciu MvG i ASPa to ten pierwszy będzie faworytem, ale Nathana, mimo nienajlepszego okresu, na pewno nie można skreślać w przedbiegach.

Danny Noppert is on fire! Holender w Matchplayu prezentuje się wprost kapitalnie. Bez wątpienia można go zaliczyć do grona faworytów tego turnieju