Trzeci i czwarty turniej Players Championship dobiegł końca i tym samym pierwsza odsłona Super Series przeszła do historii. W ostatnich dwóch dniach triumfy święcili Raymond van Barneveld i Jonny Clayton.
Miło było zobaczyć prawie wszystkich graczy z kartą PDC przy tarczy. Świeżo zakończone turnieje Players Championship oficjalnie rozpoczęły sezon 2021. Dzięki czterem dniom rywalizacji poznaliśmy odpowiedzi na wiele pytań i UK Open zaczniemy oglądać bogatsi o nowe doświadczenia. Przede wszystkim zwycięstwo w nadchodzącym turnieju telewizyjnym wcale nie musi paść łupem kogoś z trójki van Gerwen – Wright – Price. Dodatkowo możemy mieć nadzieję, że swoją niezłą dyspozycję powtórzą Polacy.
Barney po raz pierwszy od 7 lat
Pięć miesięcy minęło odkąd Raymond van Barneveld zapowiedział swój powrót. Przez ten czas Holender zdołał odzyskać kartę zawodniczą oraz zdobyć tytuł PDC, na który czekał od 2013 roku. Oczywiście, że nie jest to szczyt ambicji Barneya, lecz ciężko wymarzyć sobie lepszy comeback. Trzeciego dnia był absolutnie bezkonkurencyjny, a w drodze do tytułu pokonał między innymi Roba Crossa, Mervyna Kinga, Iana Whita czy Alana Soutara. W finale stoczył bardzo zacięty pojedynek z Joe Cullenem. Seryjne pomyłki Rockstara na podwójnych w końcowej fazie meczu umożliwiły RvB doprowadzenie do decidera, lecz nie jest to moment na umniejszanie zasług byłego Mistrza Świata. Największej dramaturgii dostarczyło jego starcie w drugiej rundzie z innym byłym triumfatorem mistrzostw w Ally Pally – Robem Crossem. Voltage nie wykorzystał lotek meczowych, a van Barneveld, pomimo trudnej sytuacji, był w stanie wygrać mecz. Warto odnotować, że swój zwycięski marsz rozpoczął od pokonania Krzyśka Kciuka 6:3. W PC3 Mensur Suljović w starciu z Hudsonem zanotował zejście 9-tą lotką.
Clayton dopiął swego
Porażka w finale, porażka w finale i ćwierćfinał to bilans pierwszych trzech turniejów Jonny’ego Claytona. Uczestnikowi Premier League, pomimo fantastycznej gry, zawsze brakowało czegoś do końcowego triumfu. Jednak ta sztuka udała mu się ostatniego dnia rozgrywek. W finale okazał się lepszy (8:6) od Damona Hety, który tego dnia spisywał się wprost kapitalnie. Zanim pojawił się w finale to po drodze eliminował między innymi Wrighta, van Barnevelda, Kinga, van Duijvenbode i van Gerwena! Clayton jednak tego dnia był bezkonkurencyjny i zwyciężył. Dodatkowo w żadnym z siedmiu wygranych meczów nie rozgrywał decidera. Tym większe słowa uznania dla Walijczyka. Czwartego dnia rywalizacji odnotowano czwartego 9-dartera. Tym razem autorem był Luke Woodhouse w starciu z Dannym Noppertem.
Niezła postawa Krzyśków
Z postawy Ratajskiego można być dumnym, a szczególnie trzeciego dnia. Polish Eagle dotarł wówczas aż do ćwierćfinału. Rywalizację zaczął fantastycznie - od pokonania Borisa Koltsova 6:3 i Jacka Maina 6:1. W obu starciach odnotował odpowiednio średnie na poziomie 108.6 i 103.8. Następnie stoczył bardzo wyrównany bój z Dirkiem van Duijvenbode, który wygrał 6:5 po zaciętym ostatnim legu. Szczególne brawa należą się Polakowi za wygraną z Devonem Petersenem w last16. African Warrior prowadził już 4:2, lecz Rataj zgarnął cztery legi z rzędu i zameldował się w ćwierćfinale. Tam los skrzyżował go z Joe Cullenem, którego dyspozycja w ostatnim czasie nie wymaga komentarza. Anglik zagrał na średniej 105 i dominował od początku do końca. Zwyciężył 6:2, a mecz zakończył checkoutem ze 133. Ostatni turniej Rataj zaczął od przekonującego 6:1 z Larssonem (103.8 avg). Jednak w drugiej rundzie niespodziewanie odpadł z Dariusem Labanauskasem. Litwin świetnie wystartował. Po koncertowej grze zgarnął pierwsze trzy legi. Następnie zaczął obniżać loty, ale Krzyśkowi nie starczyło czasu, by odrobić straty. Jestem przekonany, że gdyby mecz liczył kilka partii więcej, to Polak zameldowałby się w trzeciej rundzie. Mimo wszystko porażka z Labanauskasem nie jest ani końcem świata ani kompromitacją, bo takie głosy dało się słyszeć. Przy takim nakładzie meczów to się po prostu zdarza. Moim zdaniem Ratajski Bolton powinien opuścić w dobrym humorze. W Super Series Order of Merit osiągnął dobrą szesnastą pozycję. Jeśli chodzi o średnie, to sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Krzysiek w 13 meczach wykręcił 98.05 co jest siódmym najlepszym wynikiem.
Krzysztof Kciuk prawdopodobnie jest bardziej zadowolony z pierwszej części Super Series niż z drugiej. Średnia ponad 103 przeciwko Noppertowi, wygrana nad McGeeneyem i Whitlockiem w piątek, a do tego walka jak równy z równym z Aspinallem. To bilans z pierwszej połowy. W sobotę The Thumb odpadł w pierwszej rundzie. Średnia 88.2 nie była powalająca, jednak na usprawiedliwienie Krzyśka można dodać, że odpadł z van Barneveldem, który tego dnia nie miał sobie równych. W niedzielę Polak pokonał Mike’a de Deckera 6:2, a następnie po raz kolejny musiał uznać wyższość Danny’ego Nopperta. Z perspektywy całego turnieju na pewno bardzo cieszy pokonanie Whitlocka, lecz największe słowa uznania należą się Kciukowi za wygraną z McGeeneyem i de Deckerem. To właśnie ci zawodnicy będą rywalami w walce o utrzymanie karty PDC. Krzysiek podczas czterech dni nie zanotował ani jednej wstydliwej porażki, ponieważ zawsze przegrywał z zawodnikami z topu (zakładając, że RvB będzie się regularnie piął w Order of Merit). W klasyfikacji Super Series The Thumb uplasował się na 63 miejscu. W siedmiu meczach grał średnio na poziomie 90.61. Występ w Boltonie to było coś więcej niż pozytywny akcent, ponieważ Polak charakteryzował się w miarę równą grą – co jest niezbędne, by osiągnąć tegoroczny cel.
Clayton na szczycie, a czołówka OoM daleko
To nie były dobre dni dla najlepszych zawodników w PDC. Lider światowego rankingu Gerwyn Price przegrał z chorobą i po dwóch dniach wycofał się z rywalizacji. Super Series Order of Merit: 87 miejsce. Michael van Gerwen zanotował tylko jeden dobry turniej, gdy czwartego dnia osiągnął półfinał. Super Series Order of Merit: 12 miejsce. Peter Wright zaliczał wpadki za wpadką. Super Series Order of Merit: 21 miejsce. To wszystko sprawia, że po raz pierwszy od dawna faworytem turnieju telewizyjnego może być ktoś spoza najlepszej trójki. Oczywiście już wiele razy się przekonywaliśmy, że słaba gra w Players Championship największych gwiazd nie znaczy, że za chwilę w turnieju telewizyjnym będą cieniami samych siebie. Oni w końcu słyną z tego, że grają fenomenalnie przy kamerach i w blasku fleszy, a nie na zamkniętej hali turnieju podłogowego. Niemniej jednak najlepszymi graczami Super Series okazali się Jonny Clayton (24 250£) i Joe Cullen (19 000£). Kolejne miejsca zajmowali Callan Rydz, Raymond van Barneveld, Damon Heta i Gabriel Clemens. Wydaję mi się, że większość z tych nazwisk coraz częściej będziemy wymieniać wśród światowej czołówki. Rydz, Heta i Clemens już w tamtym roku zaczęli grać rewelacyjnie, a w tym po prostu to kontynuują. Największym odkryciem czterech turniejów jest Alan Soutar. Szkot w tym roku wywalczył kartę PDC i z marszu osiągnął kapitalne wyniki. Pierwszego dnia pokonał Adriana Lewisa i Dave’a Chisnalla. Sposób na niego znalazł dopiero Jonny Clayton. Drugiego na średniej ponad 105 pokonał swojego rodaka Wrighta, a chwilę później Hudsona. Odpadł z późniejszym triumfatorem – Callanem Rydzem. Trzeciego dnia Soutar dotarł aż do last8. 43-latek wyeliminował Aspinalla, O’Connora, Razmę i Barry’ego. Odpadł znów z późniejszym triumfatorem – Barneyem. Czwartego dnia okazał się lepszy od Webstera, ale odpadł w drugiej rundzie z grającym na średniej 106.5 Kingiem. Jeśli Soutar taką dyspozycję będzie w stanie przenieść na turnieje telewizyjne, to będzie miał w ręku wszystkie argumenty, by nazwać go rewelacją sezonu 2021. Tak czy siak, polecam zapamiętać to nazwisko już teraz.