Wszystkie ćwierćfinały Mistrzostw Świata PDC zakończyły się. Tym samym poznaliśmy skład finałowej czwórki. Niestety w tej grupie zabrakło Krzyśka Ratajskiego.
Nie ma chwili wytchnienia. W sobotę w sesji wieczornej zostaną rozegrane dwa półfinały, a następnego dnia poznamy Mistrza Świata 2021. W grze o najważniejszy darterski tytuł zostali Gary Anderson, Dave Chsinall, Stephen Bunting i Gerwyn Price.
Koniec przygody Ratajskiego
Gdyby ktoś przed turniejem powiedziałby mi, że Krzysiek Ratajski zagra w ćwierćfinale Mistrzostw Świata, to nie uwierzyłbym. Przecież drabinka Polaka wiodła przez takie nazwiska jak Whitlock i Wright. Na szczęście przebieg innych meczów nieco ułatwił Krzyśkowi drogę, który zanim trafił do najlepszej ósemki uporał się z Joycem, Whitlockiem i Clemensem. Jednak w żadnym stopniu to nie umniejsza zasług naszego najlepszego gracza, który zapisał się na kartach historii złotymi zgłoskami. Boom na „darty”, „rzutki” i „lotki” rozpoczął się na dobre. Wydarzenia sportowe w Canal+, sport w TVP, Teleexpress. Ludzie nie zawsze wiedzieli jak nazwać tę dyscyplinę sportu, ale mówili o niej, zainteresowali się. Nawet mnie sąsiedzi zapraszali do siebie, żebym wytłumaczył im zasady gry, bo chcieli w meczu z Buntingiem wiedzieć o co chodzi. Ja do ćwierćfinałów podchodziłem bez żadnych oczekiwań. Nie chciałem pompować balonika, nakładać presji. Dla mnie Krzysiek już był zwycięzcą. Jego gra podczas trwających MŚ okazała się krokiem milowym w popularyzacji darta w kraju i miejmy nadzieję, że na tym nie poprzestanie. Nasza strona osiągała rekordowe liczby, Kuba Łokietek dla wielu nie jest już anonimowym pracownikiem TVP Sport. Krzysiek – za wszystko dziękujemy.
Do meczu z Buntingiem Ratajski przystępował jako faworyt. Głównie dlatego, że The Bullet miał za sobą po prostu słaby sezon. Nie zdobywał kwalifikacji na najważniejsze imprezy, regularnie brał udział w Players Championship, lecz w finałach tej imprezy odpadł w pierwszej rundzie. W UK Open przegrał w drugim meczu. Jedynym w miarę pozytywnym akcentem ostatnich dwunastu miesięcy może być remis w Premier League z Robem Crossem, gdzie występował jako challenger. Jednak w Alexandra Palace zobaczyliśmy innego Stephena. Anglik na rozkładzie miał już Boultona, Wade’a i Searle’a, a w starciu z Krzyśkiem zagrał swój najlepszy mecz sezonu. Ratajski pojedynek zaczął kapitalnie. Od przełamania i checkoutu 104. To zapowiadało dobrą dyspozycję Polaka na podwójnych, jednak już w drugim legu okazało się, że wcale tak nie jest. Ratajski po serii pudeł dał się odłamać. Niestety w następnych minutach jego gra na double’ach nie poprawiła się i na pierwszą przerwę schodził z wynikiem 0:1. Drugi set Bunting zaczął od mocnego uderzenia i zejścia ze 127. Ratajski pod każdym względem wyglądał słabiej. Kompletnie nie współpracowała z nim potrójna 19, która zawsze była dla Polish Eagle’a wartością dodaną. W tej części spotkania The Bullet wykręcił na podwójnych 3/3, a Polak nawet nie miał okazji rzucić w pola punktowane razy dwa. 0:2. W trzecim secie Stephen wcale nie spuścił z tonu, ale Krzysiek dał radę rywalizować z nim jak równy z równym przez cztery legi, ponieważ w piątym, decydującym zdecydowanie lepiej zaprezentował się Anglik, który zgarnął trzeciego seta. Czwarta partia to okres w końcu lepszej gry na scoringu Polaka, który zgarnął dwa legi, a w trzecim zepsuł dwie lotki na topa. Bunting podszedł do tarczy i wyzerował 106, ratując sobie skórę, a chwilę później doprowadził do decidera. A w nim Ratajski przez pomyłki na D16 i D8 dopuścił Buntinga do szansy, jednak na szczęście (w końcu!) jej nie wykorzystał. Przy następnym podejściu Krzysiek zdobył pierwszego seta, a huk spadającego mu kamienia z serca był naprawdę słyszalny. Następnie Polak kontynuował dobrą grę. Przełamał rywala i za chwilę prowadził już 2:0. Niestety nie zdało się to na nic, ponieważ The Bullet wciąż był klinicznie skuteczny na podwójnych, a po drodze podciął skrzydła biało-czerwonemu checkoutem ze 170. W szóstym secie Bunting po raz kolejny dokonał bolesnej kradzieży lega. Gdy Ratajski spudłował dwa razy D20, Anglik wrócił do gry efektownym zejściem ze 116. Koniec końców ten set, jak i kolejeny, padł łupem Polaka. Gdy gracze schodzili na przerwę przy stanie 3:4 wszyscy powoli zaczynaliśmy wierzyć w cud. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenia, że nabierający wiatru w żagle Rataj byłby w stanie podjąć walkę z praktycznie każdym zawodnikiem, jednak tak dysponowany Bunting był po prostu poza zasięgiem. The Bullet ugrał wszystkie trzy legi i ostatecznie zwyciężył 5:3. Po meczu nie można powiedzieć, że Polish Eagle zagrał słabo lub że rozczarował. Zagrał po prostu słabiej od Buntinga. Inna sprawa, że nie wiem jaki darter byłby w stanie pokonać Stephena w takiej formie.
Rozpędzający się Anderson
Gary Anderson ma za sobą dziwny sezon. Z jednej strony (głównie przez covid) zrezygnował z części turniejów i kilka razy odpadł we wczesnych rundach, z drugiej dotarł do półfinału Premier League, finału World Matchplay i półfinału Mistrzostw Świata. Więc czego chcieć więcej? Zwłaszcza jego gra w Alexandra Palace zasługuje na wielki szacunek. Po usypiającym starciu z Suljoviciem zagrał dwa koncertowe mecze. Rozbił Devona Petersena i nie dał najmniejszych szans Dirkowi van Duijvenbode. Było to o tyle znamienne, że obaj gracze są nazywani jednymi z odkryć tego sezonu, lecz stary mistrz pokazał im gdzie raki zimują i ile jeszcze pracy przed nimi, zanim na stałe zagoszczą w światowej czołówce. Szkot w starciu z Holendrem stracił pierwszego seta, jednak w następnych pięciu wygrywał bardzo pewnie. W ważnych momentach dorzucał checkouty 127 i 131 (ten drugi zakończony dwoma D20). Niech poziom gry Flying Scotsmana zobrazuje fakt, że Dirk w ostatnich czterech setach tylko siedem razy rzucał lotką w kierunku double’a. Zresztą po meczu van Duijvenbode nie ukrywał podziwu dla Gary’ego.
Price lepszy od Gurneya
Dart to taka gra, gdzie dwóch zawodników walczy o awans, ale na końcu wygrywa Gerwyn Price. Tak można podsumować grę Icemana w tej edycji MŚ. Walijczyk w 3 meczach z 4 potrzebował maksymalnej ilości setów do zwycięstwa, a w piątek po raz drugi wygrał w decydującym legu. Na Gurneya, choć w Alexandra Palace spisywał się naprawdę nieźle, to po dwóch gładko przegranych setach mało kto stawiał. Jednak w kolejnych dwóch partiach udało mu się odrobić stratę. SuperChin poprawił swoją grę, a u Price’a zawodziła jego największa broń, czyli podwójne. Piąty set był prawdziwą wojną nerwów, lecz kto jak kto ale Walijczyk jest bardzo odporny psychicznie na jakiekolwiek problemy. Wobec problemów Gurneya na D16 i D8 skończył ze 143 i ponownie wyszedł na prowadzenie 3:2. Chwilę później miał już nawet 4:2, ale od tego momentu znacznie spuścił z tonu i oddał dwa sety do zera. Decydujący set rozpoczął się mocnymi grzmotami. Price skończył ze 107, a Gurney ze 130. Wyrównana batalia po raz kolejny padła łupem Walijczyka, który wytrzymał presję i skończył za pierwszym razem D20 w decydującym legu.
Chizzy, och Chizzy
Wyeliminowanie van den Bergha przez Dave’a Chisnalla było nie lada sensacją. Jednak jak w takim razie nazwać pobicie van Gerwena 5:0? Jeśli jakikolwiek wykładowca szuka przedstawienia swoim studentom pamięci mięśniowej w życiu codziennym to polecam mecz Chizzy-MvG. Ręka Anglika wyglądała jak zaprogramowana na T20. 14 maksów, 30 razy 140+, średnia 107.36. To był jeden z lepszych indywidualnych występów w historii Mistrzostw Świata, a Chisnall dodatkowo dokonał tego przeciwko światowej jedynce. Zastanawiałem się dziś czy pamiętam tak bezradnego van Gerwena, który przecież wcale nie zagrał słabego meczu. Wcale nie był nieskuteczny. On po prostu nie miał nic do powiedzenia. Przyszedł mi do głowy pojedynek ćwierćfinałowy Grand Slama z 2014 roku, kiedy fantastycznie grający Kim Huybrechts nie dał szans MvG, a dodatkowo w tamtym starciu ustrzelił nine-dartera. Tej sztuki nie był daleki Dave Chisnall, który po ośmiu lotkach minimalnie chybił D12. Scenariusz tego lega był niesamowity, a także zagranie z przekąsem van Gerwena nie powinno umknąć waszej uwagi. O to co się działo w tym niesamowitym legu: Chizzy 180, MvG 180, Chizzy 180, MvG 140, Chizzy 129 (pudło na D12), MvG 141 (Holender rozegrał końcówkę z nine dartera, którą chybił Anglik w takiej samej kolejności T20, T19, D12. Z jednej strony zostawił sobie topa, a z drugiej zagrał na nosie Dave’owi), Chizzy D6 i koniec lega. Przyznam się szczerze, że czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Zobaczcie sami. Jeśli Chisnall będzie w stanie kontynuować grę na takim poziomie w następnych meczach, może zostać sensacyjnym Mistrzem Świata. W każdym razie to będzie weekend pełen darterskich emocji, ponieważ ciężko wytypować faworyta do końcowego triumfu.
Wyniki ćwierćfinałów
Stephen Bunting (101.01) 5:3 Krzysztof Ratajski (97.58)
Gary Anderson (101.07) 5:1 Dirk van Duijvenbode (94.29)
Gerwyn Price (96.36) 5:4 Daryl Gurney (96.25)
Dave Chisnall (107.34) 5:0 Michael van Gerwen (98.29)